Ulubieńcy czerwca- podsumowanie miesiąca

Mamy już lipiec, więc pora na podsumowanie poprzedniego miesiąca i pokazanie Wam tego co zachwyciło mnie w czerwcu. Jako, że był to miesiąc w którym nie miałam zbyt wiele czasu dla siebie, ponieważ trwała sesja, a ja musiałam to jeszcze zgrabnie połączyć z pracą, ulubieńcy nie będą obfitować w wiele kosmetyków, ponieważ najzwyczajniej w świecie stawiałam na podstawowy, zawsze sprawdzający się u mnie zestaw, a nie na testowanie nowości. 

Jeśli jesteście ciekawe jakie kosmetyki zasłużyły w tym miesiącu na miano ulubionych, zapraszam do dalszego czytania! 
W czerwcu królowała prawdziwie letnia aura. Wysokie temperatury, słońce, zachęcały do zażywania kąpieli słonecznych. Niestety ja nie miałam na to czasu, a żyjąc w mieście, nawet sposobności do tego aby z nich skorzystać. Postanowiłam więc, że wypróbuję nowości, czyli Brązującego Balsamu do Ciała pod Prysznic marki Lirene. Produkt jest naprawdę wygodny w użyciu, nakładamy go na zwilżone pod prysznicem ciało, odczekujemy 3 minuty, spłukujemy i jesteśmy wolne. Tym czym urzekł mnie najbardziej, to łatwość aplikacji, brak smug, plam i prawie całkowity brak specyficznego dla tego typu produktów zapachu. Efekt opalenizny jest jednak naprawdę bardzo delikatny (na tym mi zależało), więc jeśli liczycie na opaleniznę jak po wakacjach w ciepłych krajach, to nie będziecie z tego produktu zadowolone. 


Przez cały czerwiec nie rezygnowałam z hybryd. Jest to niezwykle wygodne rozwiązanie kiedy chronicznie brakuje czasu, ale jednocześnie chce się, aby paznokcie zawsze prezentowały się elegancko, schludnie i bez najmniejszych mankamentów. Ten miesiąc minął mi pod znakiem dwóch Semilaców. Absolutnie oczarowały mnie kolory: 034 Mardi Gras czyli niesamowita, neonowa fuksja, która w różnym oświetleniu prezentuje swoje bardziej fioletowe lub różowe oblicze oraz 123 Szeherezada, która z kolei jest niejednoznacznym połączeniem maliny i czerwieni. Oba kolory niesamowicie cieszą oko podczas ich noszenia i są naprawdę często komplementowane przez innych. 

Kolejnym produktem, który bardzo polubiłam i często używałam w czerwcu jest Juicy Shaker od Lancome. Produkt posiada dwufazową formułę, łączącą pigment z olejkiem, którą przed użyciem należy wstrząsnąć i nałożyć za pomocą specjalnego aplikatora w postaci poduszeczki. Na ustach zachowuje się nienagannie. Jest naprawdę trwały (po zejściu lśniącej warstwy, kolor nadal pozostaje na wargach), nie spływa, nie podkreśla suchych skórek, a wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że pielęgnuje usta i przede wszystkim- nie klei się. Cechą charakterystyczną dla wszystkich Juicy Shakerów są nasycone kolory i apetyczne zapachy. Ja posiadam ten o nazwie Mangoes Wild.

Od jakiegoś czasu nie rozstaję się nawet na chwilę z wodą termalną. Jest to produkt, który w okresie letnim zawsze mam w torebce i chyba nie ma takiego dnia, abym jej nie użyła. Obecnie korzystam z tej, firmy Avene, chociaż moją ulubioną jest zdecydowanie Uriage. Woda termalna świetnie sprawdza się zarówno w podróży, podczas upalnych dni, jak i w ramach codziennej pielęgnacji. Nawilża skórę, likwiduje podrażnienia, eliminuje uczucie ściągnięcia. Pięknie pozbywa się efektu pudrowości, kiedy przesadzimy z pudrem. Używając wody termalnej musimy jedynie pamiętać, aby po chwili od rozpylenia, osuszyć naszą skórę. 

Po rocznej przerwie z przyjemnością powróciłam do znanego mi kosmetyku, a mianowicie do Steamcream czyli kremu parowego. Jest to produkt wielofunkcyjny, który możemy stosować do pielęgnacji twarzy, rąk, jak i skóry całego  ciała. Wykonany z naturalnych składników, posiada lekką, ale przy tym na tyle "bogatą" formułę, że skóra zyskuje jakby drugie życie. Znakomicie nawilża, odżywia, eliminuje takie problemy jak suche skórki, podrażnienia. Posiada przyjemny, relaksujący, ziołowy zapach. No i te opakowania...każda z nas może wybrać taką puszeczkę, jaka najbardziej jej pasuje. Mnie absolutnie zauroczyła ta z pudelkiem.

No i pora na ostatniego z ulubieńców- zapach. Ten miesiąc zdecydowanie należał do klasycznej wody perfumowanej Chloe. Uwielbiam to idealne połączenie mocno wyczuwanej róży, peoni i liczi. Zapach elegancki, kobiecy, zwiewny, towarzyszył mi przez większość ciepłych i słonecznych dni czerwca. Posiada niezłą projekcję i charakteryzuje się bardzo dobrą trwałością. Bez bicia przyznaję się, że jest to jeden z tych zapachów, do którego na pewno wrócę, po skończeniu tego flakonu. 

Znacie któryś z produktów pokazywanych przeze mnie?
Jakie kosmetyki Wy możecie nazwać swoimi ulubieńcami czerwca?


7 komentarzy:

  1. Przygotowałam sobie dziś ten balsam Lirene aby w końcu go użyć. Wzięłam pod prysznic, umyłam się i... przypomniałam sobie o nim jak już się ubierałam;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale się nie dziwię, łatwo zapomnieć o tym dodatkowym kroku, kiedy zazwyczaj robimy wszystko tak samo, mechanicznie :(

      Usuń
  2. Zaciekawił mnie ten krem parowy. Możesz napisać o nim więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się niedługo przygotować o nim pełny post z recenzją :)

      Usuń
  3. Doskonale znam semilac mardi gras bo to tez mój ulubieniec ! ;d Widze tez znaną mi wode z Chloe, cudowna jest <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mardi Gras zdobył szerokie grono fanek, czego początkowo przyznam szczerze nie rozumiałam, dopóki nie zobaczyłam go na żyto na paznokciach koleżanki i wtedy już zupełnie przepadłam :)
      Te perfumy Chloe to jeden z tych zapachów, który całkowicie skradł moje serce i trwa to już kilka lat :)

      Usuń