Znalezienie naprawdę dobrego kremu do twarzy jest zazwyczaj procesem żmudnym, długim i naszpikowanym wieloma niepowodzeniami. Problem w odnalezieniu tego odpowiedniego kosmetyku dotyczy posiadaczek wszystkich typów cery, bo na przykład sucharki będą narzekać na niedostateczne nawilżenie, kiedy cerom mieszanym będzie przeszkadzać zapychanie.
Czy Steam Cream jest remedium dla wszystkich poszukiwaczek kremu idealnego? Odpowiedź znajdziecie w dalszej części tego posta!
Steam Cream powstaje w wyjątkowym procesie wykorzystującym zastosowanie pary wodnej. Dzięki sile strumienia pary, krem przyjmuje formułę delikatnej emulsji, łączącej w sobie składniki produktu. W kontakcie ze skórą,składniki te natychmiast uwalniają się z emulsji, wnikając w głąb warstw skóry, przez co krem jest bardzo skuteczny i błyskawiczny w swoim działaniu.
Kremy wytwarzane są ręcznie, a do ich produkcji wykorzystywane są naturalne, wegańskie składniki takie jak: napar z płatków owsianych, lawendowy olejek eteryczny, woda z kwiatu pomarańczy, olejek z rumianku, olejek ze słodkich migdałów, absolut z kwiatu pomarańczy, masło kakaowe, absolut różany, organiczny olejek jojoba i olejek neroli.
Po raz pierwszy do zakupu Steam Cream skusiła mnie nieznana i ciekawa metoda produkcji, bardzo dobry skład produktu i...piękne opakowania. Kolorowe puszeczki są limitowane i co jakiś czas do sprzedaży wchodzą nowe, piękne wzory, wśród których każda znajdzie coś dla siebie.
Jeżeli chodzi o kremy do twarzy to zawsze staram się je dobierać z największą uwagą, ponieważ jestem posiadaczką cery suchej, a dodatkowo zmagam się ze zmianami skórnymi charakterystycznymi dla AZS. Moja skóra jest w związku z tym bardzo reaktywna i w zasadzie już po pierwszym użyciu produktu wiem czy sprawdzi się on u mnie, czy też zupełnie nie.
Steam Cream stał się moim absolutnym hitem i must have, który zawsze gości na mojej toaletce. Po każdym zastosowaniu czuję, że moja skóra jest nawilżona, wygładzona i miękka. Krem łagodzi podrażnienia i niweluje uczucie ściągniętej skóry. Nie uczula, nie podrażnia i nie zapycha (sprawdzone również przez mojego narzeczonego, który w przeciwieństwie do mnie, ma tłustą skórę).
To o czym warto jeszcze wspomnieć jest to, że Steam Cream jest produktem wielozadaniowym. Z powodzeniem sprawdza się nie tylko w pielęgnacji twarzy, ale także skóry dłoni, jak i całego ciała. Krem jest bardzo wydajny przez co 75 ml produktu, znajdującego się w opakowaniu, starcza naprawdę na dość długo.
Proces aplikacji uprzyjemnia relaksujący zapach lawendy. Woń jest dość mocno wyczuwalna, więc dla tych którzy posiadają dość wrażliwy nos, może być zbyt męczący.
Ten krem to doskonała propozycja dla wszystkich osób, które poszukują kremu lekkiego, nieobciążającego, ale po brzegi wypełnionego naturalnymi składnikami odżywczymi. Idealnie spisuje się w roli kremu nocnego, a ja zwykłam go także nakładać pod makijaż. Podejrzewam jednak, że przy innych typach cery w tej roli może się nie sprawdzić, ze względu na delikatny film, który pozostawia na skórze.
Miałyście okazję używać Steam Cream? A może zachęciłam którąś z Was do jego kupienia? Dajcie znać co o nim sądzicie!
Widziałam go w drogerii w Krakowie, ale nie wiedziałam za bardzo co to jest. Teraz mam ochotę go kupić :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie do tego zachęcam ;) Jest to jedyny krem do którego systematycznie wracam a testuję ich wiele, więc naprawdę mówi to samo przez się ;)
UsuńWow ale zachęcający opis. Przy najbliższych zakupach kremu na pewno po niego sięgnę bo na razie bardzo mocno nawadniam skórę ale jesienią będę potrzebowała czegoś konkretniejszego. Mam nadzieję, że sprawdzi się u mnie równie dobrze, bo moja skóra jest teraz koszmarnie wymagająca.
OdpowiedzUsuńKoniecznie wypróbuj :) Ja na początku obawiałam się, że nie spełni moich oczekiwań w stosunku do potrzeb mojej skóry, ale te podejrzenia okazały się bezpodstawne. Jak na razie to numer jeden w mojej pielęgnacji :) Jeśli się na niego zdecydujesz jesienią czy nawet później, koniecznie daj mi znać jak się u Ciebie sprawdza :)
UsuńByłoby wspaniale znaleźć krem idealny bo na razie to każdego dnia smaruję się inną mieszanką, bo raz krem to za dużo i mnie zapycha więc następnego dnia smaruję się żelem aloesowym, za 2 dni żel to za mało więc smaruję się żelem a potem kremem, bo skóra jest ściągnięta i zaczyna piec a rano znowu widać, że krem był za ciężki. Ręce opadają :( Teraz kupiłam krem wodny Mizon i mam nadzieję, że do końca lata będzie ok, a jak się skończy to sięgnę po krem parowy i wtedy dam znać. gdzie je kupujesz? Na Minti?
UsuńWiesz co ja zawsze je sobie kupię na targach kosmetycznych w Warszawie :)
UsuńOne się czymś różnią czy tylko opakowaniem?
UsuńTylko opakowaniem :)
UsuńKupiłam krem. Nawet w tym samym opakowaniu ;) Niedługo testy :)
UsuńMam nadzieję, że okażą się owocne :)
UsuńJednak to nie to. Miłości z tego nie będzie :(
UsuńJa też mam AZS, więc może sprawdziłby się u mnie :)
OdpowiedzUsuńPolecam z całego serca spróbować :) Dla mnie większość kremów jest nie wystarczająco nawilżająca, podrażniająca i uczulająca, a ten to po prostu bajka :)
UsuńPrzyznam, że pierwszy raz o nim czytam, ale bardzo mnie zaciekawiłaś :) Opakowania faktycznie są piękne <3
OdpowiedzUsuńTo naprawdę boski krem, a niestety nie jest za bardzo znany, przez co też niedoceniony. Warto się mu bliżej przyjrzeć, ze szczerego serca polecam :)
UsuńPS. Mam słabość do pięknych opakowań ;)